– Jak ty to sobie wyobrażasz?! Że wyrzucimy to wszystko na śmietnik?! – grzmiał doktor John.
– Nie…- nieśmiało zaczął odpowiedź Will, ale starszy brat nie pozwolił mu dokończyć.
– Taka ilość jedzenia się zmarnuje! To niedopuszczalne! – krzyczał.
– Ale … – znów próbował wtrącić coś młodszy z braci Kellogg. Bezskutecznie.
– Co my z tym wszystkim zrobimy! Przecież to wygląda jak.. jak…Ach! – Wściekły machnął ręką.
Niestety przez dziurkę od klucza nie było widać tego czegoś, co rozgniewało doktora. Zresztą Benowi już łzawiło oko i z ulgą odsunął się na chwilę od drzwi. Jego towarzysz, Percy, marszcząc srogo czoło i brwi dał mu do zrozumienia, że ma natychmiast wracać na posterunek. Sam stał ze szklanką, której jeden brzeg przyciskał do ucha, drugi zaś do ściany, by lepiej słyszeć.
Jak co dzień zjawili się w jadalni jako pierwsi. Przyzwyczajenie do wczesnego wstawania do pracy nawet tutaj, w sanatorium, nie dawało im długo spać. Schodzili więc do jadalni i w pustej o tak wczesnej porze sali grywali w karty, póki nie zaczynali się schodzić kolejni kuracjusze.
Tym razem jednak zaskoczył ich hałas dobiegający zza zamkniętych drzwi prowadzących do kuchni. Nie był to zwyczajny brzęk naczyń towarzyszący przygotowywaniu posiłków, ani ożywione dyskusje kucharek. Kłócili się właściciele, co było nie lada gratką dla znudzonych mieszkańców sanatorium, nawet jeśli kłótnia dotyczyła błahostki. Percy podskoczył w kierunku drzwi, porywając po drodze ze stołu szklankę. Benowi nakazał ruchem ręki, by zajął miejsce przy dziurce od klucza. Dzięki temu to, co usłyszał Percy, uzupełniane było o obrazy, widziane przez Bena.
Tymczasem do jadalni schodzili się kolejni kuracjusze. Percy palcem przyłożonym do ust dawał im znać, by byli cicho. Stawali więc blisko niego i szeptali
– Co się dzieje?
– Szefowie się kłócą
– A o co?
– Jeszcze dokładnie nie wiemy. Cii…
Stojący najbliżej odwracali się następnie i przekazywali po cichu informację kolejnym osobom. Te znów odwracały się do następnych i jak w zabawie w głuchy telefon wiadomości docierały do odległych zakamarków w jadalni.
– Coś chyba w kuchni poszło nie tak. Może lodówki się popsuły – informował Percy.
– Lodówki się popsuły.
– Parówki się popsuły.
– Nie będzie parówek na śniadanie!
– Są sami w kuchni – dodawał Ben – bez kucharek.
– Z wąsami w kuchni …kogoś złapali chyba
– Z wąsami w kuchni?! To nie można wąsami wchodzić do kuchni?
– Cii…- uciszał Percy.- Bo niczego nie usłyszę.
Tymczasem dr John kontynuował utyskiwanie.
– Jak mogłeś się tak zagapić?! Skoro już samowolnie dajesz kucharce wolne, to liczyłbym na to, że ją należycie zastąpisz.
– Mam pomysł, jak to uratować – wtrącił nieśmiało Will.
– Pomysł? Pomysł? Lepiej wymyśl, co podamy na śniadanie. Ach…
John złapał się za głowę. Tyle dostrzegł Ben. Po chwili zgromadzeni w jadalni usłyszeli trzaśnięcie drzwiami. Zrobiło się cicho. Nie na długo.
Najpierw wśród kuracjuszy dało się usłyszeć pełne obaw szepty: Nie będzie śniadania. Nie będzie śniadania. Odpowiedziały naczynia po drugiej stronie kuchennych drzwi. Ktoś najwidoczniej krzątał się w kuchni. Może jednak sprawa śniadania nie była przesądzona.
Na próżno Ben wyginał się na wszystkie strony i usiłował coś dojrzeć. Część kuchni z piecem i stołem pozostawała poza zasięgiem. Tam właśnie urzędował Will Kellogg. Rano dał plamę i rozgotował cały sagan kaszy kukurydzianej, która miała być podana na śniadanie mieszkańcom sanatorium. Teraz zamierzał się zrehabilitować. Co najważniejsze, miał pomysł i postanowił wcielić go w życie.
Z ogromnego garnka nabierał chochlą rozgotowaną kaszę i rozlewał cienką warstwą na blachy, które następnie wkładał do pieca. Liczył, że uda mu się otrzymać cienkie chrupiące wafle.
Kukurydziane wafle miały jednak inne plany. Zaczęły się zmieniać, kruszyć, pękać, puchnąć w niektórych miejscach, by ostatecznie przyjąć formę drobnych płatków.
Wyglądały tak lekko i delikatnie, jak powinno wyglądać lekkie śniadanie dla kuracjuszy. Pozostała kwestia smaku. I tę próbę nowe danie przeszło bez zastrzeżeń. Zapach roznosił się po całym domu i przyciągnął do kuchni starszego z braci.
– Pański brat jest geniuszem – powiedział z pełnymi ustami Ben, wymachując w kierunku doktora mokrą od mleka łyżką.
– Raczej szczęściarzem – odpowiedział zaskoczony John. A czas pokazał, jak wielkim.
Niefortunna przygoda w kuchni całkowicie odmieniła losy braci Kellogg.
Dziś płatki śniadaniowe znane są w niemal każdym domu. Założona przez Willa firma Kellogg’s (początkowo Battle Creek Toasted Corn Flake Company, następnie Kellog Toasted Corn Flake Company) produkuje je w 14 krajach , a sprzedaje w 140.

Reklama płatków kukurydzianych (autor: Kellogg’s company [Public domain], Wikimedia Commons)
Najnowsze komentarze